16 Grudnia 2025, 22:20 -
W tym samym czasie Ryszard „Jabol” był drobnym kombinatorem, znanym w niektórych dzielnicach z załatwiania „spraw niemożliwych”. Zaczynał jako dostawca alkoholu i tanich towarów, jednak szybko zrozumiał, że prawdziwe pieniądze krążą poza oficjalnym obiegiem. Los połączył ich na jednej z podupadłych budów na obrzeżach miasta, gdzie obaj pracowali przy rozbiórce starego magazynu.
Początkowo SzymBud był niewielką, jednoosobową działalnością — stary pickup, kilka narzędzi i tanie zlecenia od mieszkańców. Mundek odpowiadał za stronę techniczną i ludzi, natomiast Ryszard zajmował się „kontaktami” oraz logistyką. Z czasem zaczęli dostawać coraz większe kontrakty, głównie nocne i pilne prace, których nikt inny nie chciał się podjąć.
Przełom nastąpił, gdy podczas jednego z nocnych zleceń odkryli, że jeden z magazynów, który mieli wyburzyć, służył wcześniej jako punkt przerzutowy narkotyków. Zamiast zgłosić sprawę, Mundek i Ryszard wykorzystali okazję. Dzięki dawnym kontaktom Ryszarda oraz budowlanym transportom Mundka szybko zrozumieli, że firma budowlana to idealna przykrywka — ciężarówki, nocne kursy i zamknięte tereny nie wzbudzały podejrzeń.
Tak narodziła się podwójna natura SzymBud. Za dnia legalna firma budowlana, rozpoznawalna po roboczych kaskach i haśle „Budujemy przyszłość Los Santos”. W nocy — cichy dystrybutor narkotyków, działający pod osłoną prac budowlanych i transportów materiałów. Z biegiem czasu struktury firmy rosły, a zaufani pracownicy byli wtajemniczani w prawdziwy charakter działalności.
Dla Mundka i Ryszarda SzymBud to nie tylko firma — to sposób na przetrwanie w brutalnym mieście, gdzie granica między legalnością a przestępczością jest cienka jak pęknięty beton.
(OOC) Chcemy strikte sobie ze znajomymi pograc luzna budowlanke z nutka crime'u. Stawiamy bardziej na gre RP. Nie musimy dostawac skryptu do budowy jakis budynkow (chociaz fajnie by bylo), mozemy sobie fajnie odgrywac np remont/budowe.
NOWI PRACOWNICY
Jacek Leczszyk to 30-letni mieszkaniec Los Santos, adoptowany syn Mundka Królikowskiego. Od dziecka wychowywany był w prostych warunkach, co ukształtowało jego spokojny charakter i przywiązanie do rutyny. Jacek ma lekką niepełnosprawność intelektualną, przez co bywa naiwny i potrzebuje jasnych, prostych poleceń, jednak jest osobą pracowitą, lojalną i bardzo sumienną.
Najlepiej odnajduje się w pracach fizycznych, gdzie liczy się regularność i konkretne zadania. Praca na budowie w SzymBudzie pasuje do niego idealnie — Jacek chętnie wykonuje proste obowiązki, nie boi się wysiłku i zawsze stara się dać z siebie wszystko. Jednocześnie potrzebuje jeszcze trochę czasu, aby w pełni wdrożyć się w tajniki pracy oraz zasady panujące w SzymBudzie.
W kontaktach z innymi jest uprzejmy i bezkonfliktowy, choć czasem nie rozumie żartów lub bardziej skomplikowanych sytuacji społecznych. Bardzo ufa osobom, które okażą mu życzliwość, a autorytet ojca adopcyjnego jest dla niego ważnym punktem odniesienia w życiu.
Lelek Kozoduj ma 26 lat i jest jednym z tych ludzi, których nie da się przeoczyć. Niedawno dołączył do ekipy SzymBudu i od razu dał się poznać jako absolutny mistrz w kładzeniu fug — precyzyjny, szybki i z niemal nienaturalnym wyczuciem detalu. Dla Lelka nie istnieje pojęcie „nie da się” – jeśli coś wymaga kombinowania, improwizacji albo pracy do upadłego, on tylko się uśmiecha i bierze za robotę.
Ma reputację zboczeńca i prowokatora: mówi bez filtrów, żartuje na granicy dobrego smaku i często wprawia innych w zakłopotanie swoim specyficznym poczuciem humoru. Jednych to odpycha, innych bawi, ale nikt nie może mu odmówić jednego — w robocie jest bezkonkurencyjny. Chaos w słowach, perfekcja w rękach.
Lelek to typ fachowca, który może być irytujący, dziwny i kontrowersyjny, ale gdy przychodzi moment, żeby zrobić coś naprawdę trudnego, wszyscy wiedzą, że właśnie jego trzeba wezwać. W SzymBudzie mówią o nim krótko: człowiek nie do zastąpienia.
![[Obrazek: XG4hswR.png]](https://i.imgur.com/XG4hswR.png)
Mundek dowiedział się o kontenerze zupełnym przypadkiem. Stał pod hurtownią, palił trzeciego papierosa z rzędu i udawał, że czeka na busa, którego i tak nigdy nie było. Usłyszał dwóch robotników, jak gadali półgłosem o „kontenerze pełnym materiału”, który ma stać przez weekend na zapleczu, bo „kierownik zapomniał załatwić ochronę”. Dla nich to była zwykła gadka. Dla Mundka — zaproszenie.
Jeszcze tego samego wieczoru zadzwonił do Lelka.
– Jest robota. Czysta. Beton, kleje, profile, wszystko nowe – rzucił krótko.
Lelek nie zadawał zbędnych pytań. Jeśli były materiały budowlane, to on już widział w głowie, jak je wykorzystać. Brakowało tylko kierowcy i kogoś od siłowej roboty. Tu pojawił się Jacek — cichy, konkretny, z rękami jak imadła.
Spotkali się nocą, bez zbędnych planów i jeszcze mniejszej liczby słów. Kontener stał dokładnie tam, gdzie mówił Mundek — nieoświetlony, z kłódką bardziej symboliczną niż solidną. Jacek załatwił ją w minutę. Lelek pierwszy wszedł do środka i tylko gwizdnął cicho.
– Chłopaki… tu jest pół budowy.
Pracowali sprawnie, bez nerwów. Mundek pilnował, Lelek wybierał towar, Jacek nosił, jakby grawitacja go nie dotyczyła. Worki z cementem, płyty, chemia budowlana — wszystko znikało w busie szybciej, niż ktokolwiek mógłby się zorientować.
Gdy odjeżdżali, Mundek spojrzał jeszcze raz na pusty kontener i uśmiechnął się pod nosem.
– Czasem wystarczy słuchać – mruknął.
A reszta? Reszta materiału już nigdy nie wróciła na żadną oficjalną budowę
Zaprzypieczętowanie SzymBudu z Six Stars
![[Obrazek: KvdfvSU.png]](https://i.imgur.com/KvdfvSU.png)
To nie była przypadkowa rozmowa. Mundek wiedział, że jeśli coś ma się udać, musi wyjść z inicjatywą pierwszy. Six Stars rosło w siłę, a SzymBud miał kontakty, sprzęt i ludzi, którzy nie zadawali zbędnych pytań. Brakowało tylko jednego — porozumienia.
Spotkanie odbyło się po cichu, na zapleczu starego warsztatu, gdzie nikt nie zaglądał bez powodu. Mirosław siedział spokojnie, ręce splecione, słuchał uważnie. Mundek mówił krótko, bez zbędnych ozdobników.
– Nie chcemy wojny ani wchodzenia sobie w drogę – zaczął. – My robimy swoje, wy robicie swoje. Ale możemy robić to razem.
Mirosław uniósł brew.
– A konkretnie?
Mundek wyjął papierosa, ale nie zapalił.
– Dziesięć procent. Od wszystkiego, co idzie bokiem. Materiały, transport, nocne roboty. My mamy dojścia, ludzi i ciszę. Wy macie zasięg i ochronę.
Zapadła chwila milczenia. Taka, w której ważą się interesy, a nie emocje. Mirosław wstał, przeszedł się kilka kroków i spojrzał Mundkowi prosto w oczy.
– Dziesięć procent to tanio. Ale spokój jest droższy.
Wyciągnął rękę. Mundek nie zawahał się ani sekundy.
Uścisk dłoni nie był przyjacielski — był konkretny. Od tego momentu kontenery znikały szybciej, transporty jechały bez kontroli, a każdy wiedział, gdzie jest granica, której się nie przekracza. SzymBud robił swoje, Six Stars pilnowało porządku, a interes kręcił się jak dobrze naoliwiona betoniarka.
I tak właśnie zaprzypieczętowano układ — nie dokumentem, nie pieczątką, tylko słowem i procentem, który wszystkim się opłacał.
Ten post był ostatnio modyfikowany: 17 Grudnia 2025, 23:34 przez Biedrzykkk.